W 150 rocznicę Powstania Styczniowego

W 150 rocznicę Powstania Styczniowego

Aleksander Rybczyński (WWW. Hej- kto- Polak)

Niektóre fragmenty wspomnień uczestników Powstania Styczniowego czyta się, jak wielką, narodową literaturę. Warto przeczytać porywającą relację z jednej z pierwszych potyczek powstania w okolicach lasów świętokrzyskich.

“Wstępujemy na pagórek, a tu, jak okiem sięgnąć, błyszczą bagnety moskiewskie. Chmara ich na przełaj sunie na nas, a z drugiej strony już kozacy rozsypali się i z karabinów strzelają do nas z zamiarem widocznym wstrzymania naszego pochodu. Już kule świszczą i furczą, lecz jeszcze nas nie rażą. Rozsypaliśmy się w tyralierkę i na strzały odpowiadamy ciągle, zarazem posuwamy się naprzód – to samo czynią nasza kawalerya, ciągle ku kozakom szle kule.

Wtedy zoczyliśmy, że dragoni moskiewscy sformowali się i całym pędem na nas, a właściwie na naszą konnicę walą, aby jej czasu nie zostawić do przygotowania i zebrania się na przyjęcie tego ataku. Atoli nasi w jednej chwili uszykowali się i w największym porządku na spotkanie dragonów, co koń wyskoczy, z kopyta ruszyli. Już w szalonym rozpędzie są są coraz bliżej… i bliżej siebie… jeszcze kilka skoków… a straszne, zarazem imponujące zderzenie i zwarcie się nastąpiło – a w błyśnięciu i szczęku szabel chwila piekielnego zamętu! I stało się coś nadspodziewanego i cudownego prawie… Jak huragan, co wdarł się do lasu, siłą swego naporu toruje sobie drogę, kładąc drzewa z hukiem i trzaskiem jedne na drugie – tak zuchy nasi podobnym naporem złamali linię dragonów i gdy wpadli w środek, rąbiąc w prawo i w lewo szablami – jak huragan drzewa – tak oni Moskali kładli. Ci ostatni w jednej chwili rozbici, rozsypali się na wszystkie strony, prócz tych, co się na ziemię zwalili.”

(Wspomnienia z powstania 1863 roku i z życia na wygnaniu w Syberyi – spisał Konrad Zielonka, wydano we Lwowie w Bibliotece Macierzy Polskiej, 1913)

Te piękne i wzniosłe karty polskiej historii będą w tym roku, w 150 rocznicę wybuchu powstania, pobłażliwie wertowane przez prorządowe media, kwestionujące zasadność wybuchu i sens prowadzenia nierównych walk z przeważającymi siłami wroga. Narracja ta, bełkotliwie i pseudonaukowo, formułowana z podobną namolnością także przy okazji innych narodowych zrywów niepodległościowych, nie jest nawet wymysłem rodzimych sprzedawczyków. Przyszła prosto z Rosji, ojczyzny nicowania faktów i historii. Czytam właśnie “Korespondencję dotyczącą Powstania w Polsce w 1863 roku” zaprezentowaną w obu Izbach Parlamentu Jej Królewskiej Mości w 1863 i opublikowaną drukiem przez londyńską oficynę. Księga jest zbiorem korespondencji urzędników królewskich, wyborem artykułów prasowych, dekretów i innych dokumentów, dotyczących powstania i losu Polski. Zasługuje na dokładną lekturę i osobną analizę!

Dzisiaj chcę tylko zwrócić uwagę na mały akapit, przedruk z wydawanego w języku francuskim w Petersburgu, pod skrzydłami Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rosji, pisma “Journal de St.-Pétersbourg” Przedstawia ono “Priwislianskij kraj”, jako siedzibę wywrotowych sił w Europie gdzie “emocje patriotyczne i przekonania religijne” sprowadziły część populacji na manowce. Tę populację, duchowi, dziewiętnastowieczni ojcowie dominującego trendu współczesnych polskich mediów nazywają “mało oświeconą”, kultywującą najgorsze tradycje “średniowiecza”. To właśnie w Petersburgu, sto pięćdziesiąt lat temu, zaczęto walić w bęben, w rytm którego nazywa się dzisiaj polskich patriotów “ciemnogrodem”!

Już ponad dwa lata przed wybuchem powstania policja rozpoczęła inwigilację ludności. Szpicle i donosiciele dostarczali informacji na temat patriotycznie zorientowanej części społeczeństwa. Tak zgromadzoną listę carscy namiestnicy postanowili wykorzystać, ogłaszając “brankę” do wojska sprawnych mężczyzn i młodzieńców, podejrzanych o niepodległościowe sympatie. Służba w rosyjskim wojsku trwała dwadzieścia lat i trudno było liczyć, by wielu “zwerbowanych” nieszczęśników powróciło kiedykolwiek do domu. Ten bezwzględny manewr był bezpośrednią przyczyną wybuchu rewolty. Był to jeden z licznych w naszych dziejach momentów tragicznej sytuacji bez wyjścia. Nasi przodkowie, bohaterowie decyzji walki z bronią w ręku o godność, wolność i niepodległość ojczyzny zasługują na największy szacunek. To oni należą do powstańczych oddziałów przyzwoitych ludzi, którzy stanęli w obronie “zdradzonych o świcie”, wleczonych na wieloletnią zsyłkę, w mundurach wrogiej armii, do najdalszych kresów imperium.

W tym kontekście śmiało można powiedzieć, że historia Powstania Styczniowego ma swoją gorzką, aktualną analogię. Trudno porównywać katastrofę smoleńską do narodowego powstania, ale sposób, w jaki traktujemy poległych pod Smoleńskiem w 2010 roku definiuje wrażliwość wobec poczucia patriotycznej wspólnoty oraz umiejętność uszanowania cierpienia i ofiary, poniesionej w imię obrony suwerenności Polski. Ci, którzy “mają już dosyć Smoleńska” są zapewne zwolennikami teorii, że Polska nie może istnieć samodzielnie. Podobnie, jak niegdyś ich przodkowie chcieli spokojnie prosperować pod carskim protektoratem, tak chcą dzisiaj ułożyć sobie życie w ramach „Unii Europejskiej” bez granic, być cichymi konsumentami przemilczeń, budujących wyniszczające narodową tożsamość kłamstwo.

Po drugiej stronie jest Wielka Rodzina Smoleńska: nie tylko Rodziny ofiar, ale także wszyscy nie potrafiący pogodzić się ze zdradą, półprawdami i życiem w upokorzeniu. To właśnie oni mają moralne prawo palić w tym roku znicze na kurhanach Powstańców i modlić się o wolność Polski w kościołach, niegdyś zamykanych pod strażą rosyjskich bagnetów, a dzisiaj plugawionych i ośmieszanych antykatolicką propagandą.

zobacz także